[SZANGHAJ] FAKE MARKETY

0
466

Choć na ulicy Europejczycy bardzo często zaczepiani są przez naganiaczy oferujących torebki Gucci, albo złote Rolexy za śmieszne pieniądze, to w całym mieście spotkać można dwa „oficjalne” fake markety – pierwszy z nich znajduje się w podziemiach metra na przystanku ‚Shanghai Science and Technology Museum’, a drugi to ‘Hancity’ usytuowany przy ulicy West Nanjing Road 580. Z ciekawości byliśmy w obu, a w dodatku zaobserwowaliśmy, że jest to miejsce, gdzie spotkać można najwięcej białych twarzy na metr kwadratowy.

Jakby ktoś nie wiedział, fake market to taka mekka podróbek renomowanych, światowych projektantów, gdzie przeważnie dostać można buty, torebki, bieliznę, zegarki i okulary przeciwsłoneczne. Nie brakuje oczywiście badziewia typu chińskie blu-raye, słuchawki niby Sony, niby 5 iPhony i tak dalej. Raz nawet ktoś chciał mi wcisnąć latający helikopter…

Ludzie w tych miejscach są ultra natarczywi, dlatego ważne jest, żeby ignorować ich wszystkich, bo potrafią być strasznie irytujący, niektórzy próbują wcisnąć cokolwiek, byle zarobić. Okazanie zainteresowania wiąże się z narzuceniem przez sprzedawcę znacznie wyższej ceny za dany produkt, niż zrobiłby to normalnie. Oczywiście to „normalnie” to również cena zdecydowanie za wysoka. Trzeba się targować ile wlezie, czasem niektórym uginają się nóżki, jak zobaczą i poczują trochę mamony. Według mnie, cenę śmiało zbić można o 70-80%.

Generalnie rzecz biorąc, to w Chinach zabronione jest handlowanie powiedzmy pończochami Marca Jacobsa, albo marynarkami Versace w takich miejscach, dlatego sprzedawcy ukrywają swój „prawdziwy potencjał”. Widziałem raz jak sprzedawca pchnął półkę z torebkami, która wyglądała jakby była zabudowana, i zaprosił kogoś do ukrytego pomieszczenia. W takich kryjówkach znaleźć można portfele Louis Vuitton, saszetki Burberry i tak dalej, wystarczy tylko umiejętnie zagadać sprzedawcę.

Abstrahując od tego czy ktoś może sprzedać coś Prady, czy też nie, najważniejsza jest jakość. Przed odwiedzeniem owych marketów szukaliśmy jakichś informacji na ten temat w sieci, czy w ogóle warto, czy się opłaca, w ogóle co, po co i za ile. Dowiedzieliśmy się, że poziomy jakości jednego i tego samego modelu apaszki Valentino mogą być diametralnie różne u dwóch różnych sprzedawców. Na jakość „idealną” też liczyć podobno można, więc w byle co nie warto inwestować.

Oba podróbkolandy zajmują wielką powierzchnię, bo jak Han City da się jeszcze jakoś ogarnąć w parę godzin, bo są tam tylko trzy piętra w niezbyt ogromnym budynku, to z kolei podziemia Science Technology Musuem przypominają labirynt, jest tam nawet mapa tego miejsca, ale jak dla mnie niezbyt czytelna: